– W 2017 roku upadło do tej pory o 15 proc. więcej firm niż w porównywalnym okresie 2016 roku. Jest to dość duży skok i wyraźna zmiana trendu. Do ubiegłego roku mieliśmy do czynienia ze spadkiem liczby upadłości rok do roku i taki trend utrzymywał się przez kilka ostatnich lat. Widzimy wyraźną zmianę nie tylko co do kierunku, lecz także co do siły trendu – podkreśla Tomasz Starus, członek zarządu ds. oceny ryzyka w Euler Hermes.

Z analizy Euler Hermes wynika, że w I półroczu 2017 roku niewypłacalność ogłosiło 418 przedsiębiorstw przy 362 w analogicznym okresie 2016 roku. Niewypłacalność wzrosła przede wszystkim w sektorze produkcji (o 24 proc.), hurcie (o 21 proc.) i transporcie (o 18 proc.). O 3 proc. wzrosła też niewypłacalność firm z branży budownictwa. Mimo że do końca maja 2017 roku wartość rynku budowlanego wzrosła o 4,5 proc. rdr., to w 2016 roku w tym samym czasie spadła o 12,5 proc.
– W budownictwie, które powinno prosperować świetnie ze względu na środki unijne w infrastrukturze i boom w inwestycjach mieszkaniowych, liczba upadłości rośnie. Co więcej, upadają firmy, które mają zlecenia, kontrakty i je realizują. Wydawałoby się to zupełnie bez sensu, ale te firmy pozyskały kontrakty po cenach nieadekwatnych do tego, po ile mogą je obecnie zrealizować – mówi Starus.
 
W trudnej sytuacji są przede wszystkim młode firmy z sektora małych i średnich. Statystyki wskazują, że w pierwszym roku działalności upada 30 proc., a po 5 latach – ponad 70 proc.
– Młode firmy, które dopiero co powstają i zaczynają działalność, zwykle lokują się tam, gdzie są niskie bariery wejścia. Jeśli łatwo jest zacząć działalność, mamy do czynienia z dużą liczbą podmiotów wchodzących na rynek, a zatem z dużą konkurencją, więc co do zasady większy odsetek firm nie przetrwa, bo nie poradzi sobie z tą konkurencją. Do tego dochodzą takie czynniki jak organicznie niska w Polsce rentowność firm – tłumaczy ekspert.
 
Bardzo niska rentowność polskich przedsiębiorstw, która niezależnie od sektora działalności wynosi 1–1,5 proc. od obrotu, oznacza, że nawet bieżące obroty i płynność finansowa nie gwarantują odporności na nieprzewidywalne zdarzenia. Przy niskich marżach i dużej konkurencji firmom trudno o zbudowanie własnego zaplecza finansowego, poduszkę finansową na nieprzewidziane zdarzenia. Mniej też inwestują. To wpływa na krótki okres finansowania – najczęściej warunki kredytowe z bankami odnawiane są co roku. Instytucje finansowe oceniają na bieżąco sytuację firm i od niej uzależniają finansowanie – wycofując je w razie jakichkolwiek, nawet chwilowych, zawirowań.
 
Poza tymi problemami w otoczeniu rynkowym przedsiębiorcy muszą sobie radzić także z zatorami płatniczymi. Powodują one zmniejszony przepływ środków finansowych. Gdyby kontrahenci otrzymywali na czas wszystkie zobowiązania, to regularny zastrzyk gotówki pozwalałby im na rozwój firmy i inwestycje, a nie tylko na bieżące funkcjonowanie. Każda zaległa faktura może zadecydować o dalszym losie firmy.